zycie bez milosci jest jak

Potrzebujemy powietrza by żyć. Trwaniem w braku miłosci nie stworzysz tej miłosci więcej i podobnie jak w pokoju bez powietrza będzie ci coraz gorzej, będziesz widział mniej trzeźwo z powodu “niedotlenienia miłości“ , organizm zacznie słabnąć a Ty przestaniesz ufać sobie. Brak miłości może powodować różne objawy w ciele Miłość. Miłość była od zawsze, jest i trwać będzie. Bez względu na to zło,które panuje teraz na świecie, miłość jest. Od początku naszego życia człowiekowi jest potrzebna miłość. I nikt nie powie mi , że nie potrzebuje jej choć odrobinę. Każdy kiedyś kochał bądź był kochanym. Czy miłość jest potrzebna w życiu? Szczerze mówiąc, wygląda na to, że przez większość czasu szukamy jedynie uspokojenia i pociechy. „Życie sprowadza się do posiadania i dobrego samopoczucia”. „Moje życie to przyjaciele i rodzina”. „Życie polega na odnoszeniu sukcesów, jakkolwiek je rozumieć!”. A może tak: „Wystarczy wiedzieć, że wszechświatem że to jest za życia zgon. jakoś nudno - ani be, ani me. Co bez miłości wart jest świat? a mimo to szczęśliwym być. lecz bez miłości trudno żyć. Na świecie każdy człowiek o coś stara się i dba. za maleńki jeden dźwięk "kocham cię". a mimo to szczęśliwym być. lecz bez miłości trudno żyć. 29 sie 2009 20:21. karlita. Żona, Warszawa. w małżeństwach z rozsądku jest wiele problemów i szczerze nie wierze w szczęście w takich małżeństwach ;) więc po co się męczyć ;) #17. 8 wrz 2009 06:04. Konto usunięte. Gość na weselu, Warszawa. ja czekałam na swojego księcia z bajki i wzięłam ślub z miłości. Schatzkiste Partnervermittlung Für Menschen Mit Behinderung. Kiedy Anna Dymna rozwiodła się ze Zbigniewem Szotą postanowiła poświęcić całą swoją uwagę na wychowaniu synka. Nie musiała długo czekać, aż kolejny mężczyzna zawróci jej w głowie. Na początku lat 90. poznała Krzysztofa Orzechowskiego. Był on reżyserem oraz dyrektorem Teatru im. Juliusza Słowackiego w Krakowie. Nie od razu pojawiło się między nimi głębokie uczucie. Z początku była to przyjaźń, której nie chcieli zaburzać, jednak z czasem stwierdzili, że czują do siebie coś więcej. Mężczyzna szybko uzyskał akceptację syna Anny Dymnej. Dzisiaj cała rodzina tworzy idealny i przyjazny dom. Anna Dymna i Krzysztof Orzechowski – historia miłości Anna wraz z Krzysztofem zostali małżeństwem. Później zamieszkali ze sobą w podkrakowskiej wsi o nazwie Rząski. Tam się wybudowali. Dzisiaj cieszą się każdą chwilą oraz dniami, które spędzają razem. Są normalną rodziną. Na co dzień odpoczywają, a od czasu do czasu lubią pędzić nalewki, którymi częstują swoich gości. W wywiadzie dla „Dobrego Tygodnia” Anna Dymna wyznała, że: „Zdarza nam się ostro dyskutować (…) Męża mam po to, by go kochać i opiekować się nim, ale też, by się z nim czasem pokłócić. Najważniejsze, że ciągle chcemy być razem. Razem pomilczeć, razem pokrzyczeć”, czytaliśmy. CZYTAJ RÓWNIEŻ: Los nie szczędził Annie Dymnej ciosów. Mimo to ona każdego dnia udowadnia, że życie jest piękne Fot. Marcin Michalski/Archiwum: Studio69/Forum Fot. WACLAW KLAG/REPORTER Krzysztof bez wątpienia wspierał swoją żonę w każdej sytuacji. Tak samo było wtedy, gdy w 2003 roku założyła Fundację Anny Dymnej - „Mimo wszystko”. Trzymał mocno kciuki, aby każdy projekt i marzenia żony doszły do skutku. Aktorka również oddała całe serce w tę miłość. Była przy nim w trudnych chwilach, nawet wtedy, gdy żegnał się ze stanowiskiem dyrektora Teatru im. Juliusza Słowackiego w Krakowie. Z czasem pojawiły się plotki, które sugerowały, że między nimi jest kryzys. Jednak ona zawsze jest przy ukochanym. W radości i cierpieniu. Przykładem może być fakt, że reżyser w tamtym roku zachorował na koronawirusa. To właśnie Anna Dymna nie odstąpiła go na krok. „Koronawirus jest nieobliczalny, agresywny, chimeryczny (…) Walka z nim bywa dramatyczna. Nie wszyscy ją wygrywają. Mój mąż, który zaraził się COVID-19, żyje tylko dzięki skutecznej interwencji lekarzy”, mówiła. Kiedy choroba zakończyła się, oboje wrócili do swoich obowiązków oraz codzienności. Dzisiaj wspólnie działają charytatywnie oraz angażują się w projekty kulturalne. Ostatni czas bardzo ich zbliżył do siebie i umocnił ich małość. Teraz oboje mają na tyle siły, aby działać i pracować. Nawet ten zły czas okazał się dla nich kolejnym wyzwaniem, które bez wahania pokonali. Z okazji dzisiejszych urodzin aktorki, życzymy jej dużo zdrowia, szczęścia i miłości. CZYTAJ TEŻ: Matka i córka. Małgorzata Pieńkowska i Ina Sobala w wyjątkowym wspólnym wywiadzie! Fot. Forum/Archiwum: Studio69 Fot. MIECZYSLAW WLODARSKI/REPORTER Fot. MIECZYSLAW WLODARSKI/REPORTER Dzieciństwo to okres, w którym bardzo często decydują się sprawy tak ważne, jak kształt naszych relacji z bliskimi w dorosłym życiu. Szczęśliwy start, dorastanie w poczuciu akceptacji i miłości jest najlepszym co możemy dostać od rodzinnego otoczenia. Niekochane dzieci wyrastają często na niepotrafiących kochać (również siebie) dorosłych. To „nieumiejętne kochanie” unieszczęśliwia i sprawia, że bardzo trudno im ułożyć sobie życie. Niekochane dziecko to: Dorosły, który nie potrafi poradzić sobie z poczuciem wstydu Wychowywał się w przekonaniu, że coś musi być z nim „nie tak”: nie zasłużył przecież nawet na miłość rodziców. Mama i tata to (niezależnie od tego jacy są) w dziecięcym świecie fundament, ostoja, bezpieczny port. Niekochane dziecko rośnie w przekonaniu, że to, co od nich dostaje, powinno mu wystarczać. Nie rozumie jeszcze skąd bierze się ciągle poczucie osamotnienia. Dorosły wie już jak powinny wyglądać prawidłowe relacje w rodzinie i odczuwa wstyd, z tego powodu, że doświadczył czegoś zupełnie innego, czegoś, co prawdopodobnie sam piętnuje. Żyje w poczuciu tęsknoty za czymś, co się nie wydarzyło: za bezpieczeństwem wypływającym z przekonania, że jest się kochanym. Ale w głębi duszy i tak uważa, że nie zasługuje na miłość. Dorosły, który nie potrafi zaufać Ludzie, którzy mają dobre relacje z rodzicami wierzą w miłość i rozumieją, że nad związkiem z bliską osobą trzeba stale pracować, trzeba się starać. Dorośli niekochani w dzieciństwie nie potrafią się odnaleźć w sytuacji, w której ktoś obdarza ich bezwarunkową miłością. W najszczerszym uczuciu doszukują się fałszu, podejrzewają kłamstwa, zdrady i oszustwa. Dorosły wymagający od siebie zbyt wiele Jeśli otrzymałeś w dzieciństwie wsparcie, jeśli mówiono ci, że dzięki swojej pracy i talentowi jesteś w stanie spełniać swoje marzenia, jeśli uczono cię, że każda porażka to błogosławieństwo, dzięki któremu dowiadujesz się czegoś o sobie i zdobywasz doświadczenie – jako dorosły będziesz potrafił ocenić ryzyko i sens podejmowanych przedsięwzięć. Ci z nas, którzy jako dzieci ciągle słyszeli tylko, że „nie dadzą rady”, „są głupi, niezdolni, leniwi” i „do niczego się nie nadają” mają wobec siebie często bardzo wysokie, wręcz nierealne oczekiwania. Są wymagający do bólu: wymagają, choć wiedzą, że czemuś prawdopodobnie nie podołają. Podejmują jednak wyzwanie z dwóch powodów: po to by choć na chwilę udowodnić sobie (a także, nieświadomie, rodzicom), że jednak są coś warci; oraz po to, żeby udowodnić sobie (w razie porażki), że rzeczywiście są do niczego. W tym ostatnim wypadku, łatwiej im wytłumaczyć sobie fakt, że nie otrzymali od rodziny miłości i akceptacji. Dorosły, który ma problem z tolerancją Problem ten może się objawiać w różny sposób: od wycofaniem i niechęcią w stosunku do nowych znajomości, albo nawet tak skrajnymi postawami jak homofobia czy ksenofobia. Wynika z głęboko zakorzenionych kompleksów i nienawiści do samego siebie. Niekochany dorosły bardzo długo przekonuje się do nowych przyjaciół czy sąsiadów, lub odwrotnie – (pozornie) wita ich z przesadną życzliwością, a niechęć dusi w środku, czując, że jest to niewłaściwe. Dorosły zbyt impulsywny lub zbyt wycofany A przede wszystkim niepewny czy zachowuje się tak, jak powinien. Niekochany w dzieciństwie dorosły emocjonalnie przypomina rozbitą na maleńkie kawałki filiżankę z porcelany. Stale próbuje zdobyć czyjąś akceptację, miota się więc działając raz spontanicznie i bardzo impulsywnie, raz chowając się do swojej żółwiej skorupki. Ktoś, kto wychował się w emocjonalnej chłodni i nie doświadczył miłości rodziców, nie został wyposażony w fundament, potrzebny do stworzenia dobrych, naturalnych relacji z innymi ludźmi. Ma problem z odróżnieniem co jest w takich relacjach „normalne”, a co poza normę wykracza. Prowadzi zazwyczaj chaotyczne, niepoukładane życie, często także ucieka w świat fantazji. Miłość jest najlepszą inwestycją jaka możesz podarować swojemu dziecku. Łukasz Rostkowski, szerzej znany jako od pewnego czasu jest silnie związany z Trójmiastem. Mówi, że to idealne miejsce do życia. Z nami rozmawia o przeszłości, nowym podejściu do tego, co robi i o "discopolonizacji" przestrzeni. Muzyka będzie można zobaczyć i posłuchać w sobotę, 2 grudnia, na koncercie w Starym Maneżu. Patryk Gochniewski: Przygotowując ten wywiad zajrzałem do naszej ostatniej rozmowy sprzed - bagatela - siedmiu lat, kiedy na sopockiej plaży do dorsza przygrywało nam disco polo. I wiesz, co mnie przeraziło?Łukasz Rostkowski - (śmiech) No, że jest jeszcze gorzej i teraz przygrywa już nawet do szampana i kawioru?Też, ale przede wszystkim to, że jest niezwykle aktualny. Połowę można by było dzisiaj i jeszcze więcej wszystkim rzeczy związane z polityką, edukacją czy patriotyzmem. Nie pamiętam też, co ja tam dokładnie wtedy mówiłem, ale fakt, świat, jak krab, idzie w dziwną stronę. Zrobił się jak pampers - jeszcze bardziej banalny, nadmuchany watą i infantylny, a z drugiej strony, jak pułapka na jelenie - ostry, brutalny i bezwzględny. Nie lubię generalizować, ale młode pokolenie, choć uczy się szukać czegoś dla siebie, nie ma cierpliwości na zgłębianie bardziej ambitnego przekazu. Dziś na przykład disco polo, promowane nawet przez polityków, stało się oddzielnym gatunkiem, grane jest w radiach jak zespoły rockowe. Takie czasy. Trzeba pamiętać też, że mamy bardziej ziemiańską genezę historyczną niż Europa Zachodnia. Więc disco polo rządzi też w innych przestrzeniach życia, jak choćby estetyka publiczna, reklamy i tak mi o promowanie otwartości i życzliwości (...). Żeby parkować z myślą o innych, nie mordować się wzrokiem, gdy ktoś popełni błąd na drodze, nie malować bloków we wzorki z majtek, nie wieszać banerów na płotach jak gaci na najlepiej sprzedającymi się wśród młodych programami są reality-show z MTV. Może powinieneś zmienić profesję na medium?(śmiech) Może. Nie wiem, wiesz, moja praca trochę na tym polega. Żeby przewidywać. Już kilka lat temu, na płycie "Homoxymoronomatura", zrobiliśmy tak jakby raport o kondycji Ziemi. Że planeta jest jedna, że trzeba inwestować w elektryczne silniki i tak dalej. A teraz proszę - Elon Musk (śmiech). Kiedyś, jak nie dociskali tak artystów podatkami i muzyka się sprzedawała, miałem taką teorię, że artyści mają dobre życie, więc powinni się troszczyć o ludzkość i przynajmniej dziesięć procent czasu poświęcać na misję ulepszania Ziemi i myślenia o przyszłości homo sapiens. Teraz muzycy mają gorzej niż piekarze - bo chleba za darmo nie ściągniesz przez internet. Ja mam jednak nadzieję się mylić. Owszem, te programy są popularne, ale następuje jakiś rodzaj rozbicia. Ludzie zaczynają poszukiwać. Nie ma teraz jednego show, jakim kiedyś był na przykład "Idol". Odbiorcy szukają swoich kanałów. Tak jak w muzyce - sprzedają się pojedyncze rzeczy. Ale w sumie zawsze single były popularniejsze od to w twoim życiu okres, kiedy romansowałeś z historią. Ale chyba się z tego wyleczyłeś. Ostatni raz brnąłeś w ten temat w 2011 do końca, bo historia cały czas jest moją pasją. Lubię do niej sięgać. Zrobiłem kilka spektakli, nawet nie tak dawno temu w Gdyńskim Muzeum Emigracji można było zobaczyć "Kuriera z Warszawy" o Janie Nowaku Jeziorańskim. Ale zmieniłem wektor tej edukacji. Poza tym, mam poczucie, że ciśnienie na Polskę jest dziś za mocne. Jestem zodiakalną wagą, więc siłą rzeczy szukam balansu. Ale absolutnie dobrze wyczuwasz, że nie poświęcam temu tyle czasu, co kiedyś. Po prostu nie podoba mi się upolitycznianie sztuki i historii. Bardzo chciałeś zrobić film do "39/89". Ten projekt został ostatecznie zarzucony?Odpuściłem. Zrozumiałem, że jestem sardynką w branży filmowej. To inny świat, musiałbym odpuścić muzykę na kilka lat, żeby to zrobić w taki sposób, jaki bym chciał, a to za duża cena. Nie można też robić wszystkiego. Tego się uczę. Odrzucania pomysłów jak przy selekcji kurek do jajecznicy. Poza tym nie mogłem znaleźć kogoś, kto napisałby dobry scenariusz. Miałem w głowie bardzo jasno poukładane, jak by to miało wyglądać, ale sam też nie byłem w stanie tego wszystkiego spisać. To był też okres po otrzymaniu Paszportu Polityki i naprawdę sprawy przyspieszyły. Animacja do tego projektu też została ostatecznie nie da się ukryć, że spora część twojej twórczości jest jednak jakoś patriotycznie zaangażowana. W takim sensie społeczna. To nawet nie patriotyzm, a raczej próba uwrażliwiania społeczeństwa, poszukiwania sprawiedliwości społecznej. Chociaż przy tym, co się ostatnio dzieje, lepiej nie szafować tym określeniem (śmiech). Już kilka razy w historii ludzkości, powołując się na takie hasła, wydarzyły się fatalne rzeczy. Chodzi mi o promowanie otwartości, życzliwości, miłości, dobrej energii, której brakuje światu ostatnio jako przegniłej, starej bateryjce w latarce z piwnicy. Żeby parkować z myślą o innych, nie mordować się wzrokiem, gdy ktoś popełni błąd na drodze, nie malować bloków we wzorki z majtek dozorczyni, nie wieszać banerów na płotach jak gaci na kaloryferach. Zostawiając już kwestie patriotyczne. Mówiłeś wielokrotnie, że jesteś obywatelem kosmosu. Stąd też pomysł na Rebel Babel? Multikulturowe, interdyscyplinarne tak. Jest to rodzaj przestrzeni, której szukałem. Rebel Babel Ensemble to miłość do ludzi, do muzyki, do języka i przede wszystkim pokoju, porozumienia i dialogu. Ten rodzaj awangardy, co na "Planet Poszliśmy pod prąd. Chcieliśmy pokazać, że wszystkie języki są piękne, a nie tylko angielski. Również, że wszyscy jedziemy na jednym wózku i wiele innych aspektów, jak choćby umożliwianie orkiestrom spotkań ze znanymi solistami i Babel został przyjęty dwojako. Jedni się zachwycali, drudzy narzekali. Że znowu coś wymyślił, że sam nie wie, co chce robić. I jak to jest - dalej robisz to, co ci w danym momencie pasuje czy zacząłeś planować swoją karierę?Racja. Kiedyś to było spontaniczne - coś mi wpadało do głowy, siadałem i już chciałem nagrywać płytę. Teraz to uporządkowałem. Łukasz Rostkowski robi rzeczy symfoniczne, udźwiękawia filmy i spektakle, gra koncerty i pisze teksty, a Rebel Babel to orkiestra do spotkań, eksperymentów, działań społecznych. Dzisiaj jest to wszystko już przemyślane. Też miałem szczęście spotkać na swojej drodze ludzi, których posłuchałem i wyszło mi to na dobre. I choć mogło się wydawać, że to chaos, to teraz już będzie to bardziej powtarzalny wzór, który ludzie z czasem to się będzie powtarzać - albo klasyka, albo eksperymenty, albo wypełniacz w popkulturze. Też nie umiem do końca ocenić przyjęcia Rebel Babel, każdy odbiera to inaczej. Do mnie przemawiają fakty - z tym projektem zagraliśmy największe, najlepiej przygotowane koncerty, na których mogliśmy grać z wieloma postaciami, jak Bisz, Grubson, Mela Koteluk, Kayah czy Bovska. Zdecydowanie najlepsze chwile, jakie spędziłem na scenie z setkami wspaniałych ludzi. Amatorów i zawodowców. Szalony odrzutowiec mocy, z którym też nam się udało wyjść za granicę. Nie próbuję robić muzyki pod trendy i oczekiwania - robię tak, jak mi serce bije. Rebel zrobił dużo dobrego. Dla mnie, ale i dla tych wszystkich muzyków, którzy w innych okolicznościach nie zagraliby dla tak dużych publiczności. Nie uważam się za żadnego Mesjasza, absolutnie, ale dzięki temu wszyscy dostaliśmy szansę doznać czegoś nowego - zwykle okraszonego Gdańska przyjeżdżasz jednak z projektem Reflekcje. Długo z tym jeździsz, już trzeci rok. Może faktycznie trochę się rozmieniasz?To nie do końca tak. Nie jeżdżę z tym. Trzy lata temu zimą odbyła się trasa Spragnieni Lata, a potem koncert na Openerze i Męskim Graniu. Po tym wstrzymałem ten projekt ze względu na zbyt emocjonalny, osobisty ładunek. Teraz jest jedyny moment, aby ludzie, którzy nie zobaczyli tego na żywo, mogli pośpiewać z nami te piękne refreny polskich piosenek. Rebel zakończył koncerty, wiosną pewnie moja nowa płyta, więc teraz jest jedyna chwila, aby to dokończyć i zamknąć projekt. Tym bardziej, że ludzie prosili o te koncerty. To będzie też dobre powtórzenie wiadomości przed nową lubisz sobie dawkować swoje wizje - żonglować nimi. I wychodzisz do ludzi z tą, na którą akurat masz tak. Jak mówiłem, to jedyny moment, żeby zakończyć Reflekcje. Ale też ta trasa to w bardzo dużej mierze odpowiedź właśnie na głosy ludzi, bo projekt miał kilkumilionowe odsłony, a ja przestałem z tym koncertować. Bym zapomniał - miło mi cię powitać w gronie trójmieszczan!(śmiech) Dziękuję bardzo, ale muszę powiedzieć, że na razie to dość schizofreniczne doznanie ze względu na częste podróże między Gdańskiem a Wrocławiem. Jestem chcę być wścibski, ale podobno za twoją przeprowadzką kryje się historia części też, ale to rozwinięty wątek. Trójmiasto było dla mnie jak filtr emocji po trudnym rozstaniu kilka lat temu. Kiedy tracimy miłość, warto się oddać innym rzeczom, które się kocha. A ja kochałem - oprócz muzyki - rower, zieleń, żeglarstwo, kitesurfing i tak dalej. Zaczęło się od tego, że Leszek Możdżer, z którym przyjaźnimy się od lat, zaproponował mi pomieszkiwanie u siebie w Sopocie. Po tygodniu stwierdziłem, że to idealne miejsce do życia. Uwielbiam tę przestrzeń z bardzo wielu powodów. Niewątpliwie, gdybym nie poznał mojej pięknej dziewczyny, wszystko mogło potoczyć się tracimy miłość, warto się oddać innym rzeczom, które się który lubi robić wszystko na tzw. maksa, jest też na "maksa" romantykiem.(śmiech) Nie byłem tego do końca świadom, ale tak, jestem romantykiem. Rozsypywanie traktów z płatków róż na polskim błocie w listopadzie, wyszukiwanie restauracji w grotach skalnych nie jest mi obce (śmiech). Doceniam wartość dobrego związku. W ogóle nasze życie bez miłości jest jak samolot na ziemi. Dlatego też odważyłem się na budowanie czegoś na drugim końcu Polski. To jest w utworze "W związku z tym" - związek to pracochłonne ognisko. Wydaje mi się, że im jest się starszym, tym trudniej się szczerze zakochać. Ludzie mają bardzo dużo roszczeń wobec siebie, przyzwyczajenia i tak dalej. Mi było to dane, więc to doceniam. Trzeba dźwigać opał i osłaniać palenisko, bo zimne deszcze lat chcą zgasić w nas ci nad morzem czy tęsknisz za Wrocławiem?Oba zdania są prawdą. Bo i dobrze mi nad morzem, i tęsknię za Wrocławiem. Tutaj to jest coś niesamowitego. Morze, ta przestrzeń... Klimat, powietrze, magiczna otulina - genialna konstrukcja miasta liniowego. Ale jest też zimniej i szybciej robi się ciemno - to odczuwalne. Wrocław ma swoją moc, ale tęsknię przede wszystkim za ludźmi i wspaniałymi przyjaciółmi. Tu jednak też mam już przyjaciół. Trójmiasto, choć zimne, bardzo ciepło mnie w tobie jeszcze jakaś iskra misyjności czy nie masz zamiaru już edukować?Mam, ale w innych kategoriach. Może zrobię małe seminarium w Gdyńskiej Szkole Filmowej o muzyce filmowej. Jak wspominałem, nastawiam się teraz na muzykę. Edukację pozostawiam sobie w tej części orkiestrowej Rebel. Na pewno wróci temat Zrozumieć Polskę, ale na razie nie mogę zdradzić nic więcej poza tym, że będzie związany z Trójmiastem. Przygotowujemy coś bardzo dużego z jednym z trójmiejskich muzeów. Jak będzie więcej konkretów, będziemy mogli o tym jednak takie dziwne wrażenie, że jak sytuacja się zmieni, to gdzieś w przyszłości nie będziesz w stanie oprzeć się pokusie i z tym swoim sarkastycznym luzem opowiesz współczesną historię nie pytasz (śmiech). Temat takiej opowieści jest fajny w kontekście poetyki, bo chciałbym wrócić do publicystyki w tekstach. Ale kto wie, życie jest niewiadomą. Wcześniej bym nie pomyślał, że zagram z trzystoma osobami naraz albo że zagram w Barcelonie dla kilkunastu tysięcy ludzi. Staram się nie zamykać, ale jednocześnie nie jestem zwolennikiem wyśmiewania kogokolwiek i kreowania nienawiści oraz podziałów. Jesteśmy już tak podzielonym społeczeństwem, że nie ma co tego pogłębiać. Ja zawsze próbuję łączyć, szukać wspólnych mianowników. Ale, mówię, nigdy nie wiadomo - czas pokaże. „Życie bez miłości jest jak czarodziejska latarnia bez światła” te słowa Goethego pokazują prawdę o człowieku, o każdym z nas – któż chciałby żyć w ciemności? Miłość jest poszukiwana wszędzie i przez wszystkich. To ona czyni nas szczęśliwymi, pozwala brnąć przez trudy życia a jej brak sprawia, że życie najciekawsze nawet czy najbardziej luksusowe wydaje się człowiekowi puste. Czy jednak można ją znaleźć? A znalezioną przytrzymać mocno przy sobie? Jeśli prawdą jest, że miłość jest największą tajemnicą świata, że podlegamy wszyscy jej sile i nic nie możemy zrobić, to chyba nie ma takiego sposobu. Mówią, że pojawia się sama, zwykle dopiero wówczas, gdy przestajemy jej szukać, mówią też, że sama niezapowiedzianie znika i nikt nic nie może na to poradzić. Że jest jak obłęd, silna i nieokiełznana, wszechogarniająca. Wprowadza chaos i zamieszanie, odbiera rozum, gubimy się w niej. Nieprzypadkowo Święty Walenty jest jednocześnie patronem zakochanych i... szalonych. Jeśli miłość wraz z całą swoją niewyjaśnioną tajemnicą jest zupełnie irracjonalną i jednocześnie potężną siłą, rzeczywiście nie możemy nic zrobić. Musimy czekać na jej nadejście, cieszyć się jej każdą chwilą, a kiedy odejdzie cierpieć. Stąd chyba rada: „sek­ret szczęścia, a przy­naj­mniej spo­koju, leży w tym, żeby wyeli­mino­wać ro­man­tyczną miłość z życia, bo to ona spra­wia, że człowiek cier­pi. Tak żyje się spo­koj­niej i le­piej się ba­wi, za­pew­niam cię” – jakiej udziela Mario Vargas Llosa. Tylko, że wtedy decydujemy się właśnie na życie bez światła czarodziejskiej latarni... Ale jeśli to nie prawda? Jeśli miłość nie jest aż tak tajemnicza, chaotyczna i niewytłumaczalna? Jeśli żyliśmy w błędzie a czarodziejskie światło latarni cały czas było na wyciągnięcie ręki? Może jednak mogę panować nad miłością swoją wolą, podjąć decyzję kochania i w niej trwać codziennie potwierdzając ją czynami? Mogę zrozumieć miłość. Mogę zdecydować się na miłość. Jeśli tak, to miłość może być wyborem, który raz podjęty wypełni ludzkie istnienie, nada sens kolejnym dniom. Sztuką, która ani łatwa, ani prosta nie jest, ale jest możliwa do opanowania. Porywające uczucia mogą współpracować z rozumem i budować razem, wspólnie coś trwałego i solidnego, coś na czym można oprzeć życie. Miłość wcale nie musi przychodzić nagle i równie nagle przemijać, można nad nią panować. Może nieść ze sobą raczej radość i spełnienie niż chaos i ból. Jest kosztowna, to prawda, pochłania życie. Kiedy kocham, przestaję należeć do siebie, przestaję szukać swojego tylko dobra – jestem gotowa nawet je poświęcić, jeśli na szali, po drugiej stronie, jest dobro kochanej przeze mnie osoby. Czy warto? Cóż, drogocenne rzeczy takie już są – dużo kosztują. Dziś uświadomiłam sobie jak ciężko żyć bez miłości. Wiem nie jest to odkrywcze stwierdzenie i wcale nie oznacza, że nagle mnie oświeciło, ale nagle zaczęłam być bardziej wyczulona na oznaki uczucia w otaczającym mnie świecie. Miłość jest podstawą naszej egzystencji. Obojętnie, w jakiej postaci.. czy do mężczyzny(kobiety), rodziców, przyjaciół. Miłość jest częścią nas, jest nam niezbędna do życia niczym tlen. Bez niej dusimy się, szalejemy, zachowujemy się w moim życiu pojawił się ktoś, na kim bardzo mi zależy. Cały mój świat się zmienił…Wcześniej długo byłam sama i było mi z tym dobrze, choć bywały ciężkie momenty. Jednak zawsze wiedziałam, że są ludzie, którzy mnie kochają, wysłuchają, pomogą. Jestem bardzo wdzięczna moim rodzicom za to jak mnie wychowali. Często zarzucałam im, że są nadopiekuńczy i trzymają mnie pod kloszem, ale przynajmniej wiedziałam, że mnie kochają, że mogę na nich liczyć w każdej sytuacji. Dzięki nim jestem taka, jaka jestem i też potrafię dziś smutną rozmowę z osobą na pozór bardzo uśmiechniętą, otwartą, spontaniczną. Zawsze w tłumie zwracała swoją uwagę wyglądem i szalonymi pomysłami. Jednak, gdy znajdzie się tylko w zaciszu swojego pustego domu zmienia się nie do poznania. Ogarnia ją ogromny smutek i rozpacz. Dzwoni i pisze do wszystkich znajomych by, choć przez chwilę porozmawiać z innymi ludźmi. Czasami jej zachowanie staję się wręcz nachalne, natarczywe i bardzo męczące dla innych. Często zraża tym do siebie ludzi. Chciałam z nią porozmawiać, wyjaśnić, że nie pomoże sobie zatapiając się we własnym smutku, upajając się swoją samotnością. Niestety moje słowa padają w próżnie. Jestem bezradna i bezsilna. Nie umiem jej pomóc. Powiedziała mi za to coś, co potem zrozumiałam, iż jest najsmutniejszą rzeczą, jaką kiedykolwiek słyszałam. „Wiesz, dlaczego taka jestem? Bo mnie nikt nigdy nie kochał”.Tak bardzo potrzebowała miłości, tak bardzo jej szukała,że w pewnym momencie zapomniała, czego tak naprawdę szuka i jak ma to wyglądać. Im bardziej jej szukała, tym bardziej oddalała się od możliwości osiągnięcia celu. Przestała rozumieć, czym jest miłość. Czy można żyć bez miłości? Jak widać można, ale dziwne jest to życie? Jedno wielkie poszukiwanie….Teraz już wiem, że najgorszym uczuciem jest nie zawiść, zazdrość czy nienawiść…tylko brak czucia…

zycie bez milosci jest jak