zona nie sypia z mezem

Pisząc tu płaczę i nie wiem kogo się spytać co mam zrobić. Mąż nie sypia ze mną, woli w salonie na kanapie przy telewizorze, a pociesza się masturbacją i pornografią. (Myśli że nie wiem). Jest to między innymi jedna ze złośliwości z jego strony, ponieważ wie że mi przykro i nie lubię spać sama. 1. 2. Anna Czuba student. Temat: byla zona mojego meza. Witam, prosze o pomoc. Mam problem z byla zona mojego meza. Stala sie ona dla mnie swego rodzaju obsesja, tzn. nie moge powstrzymac sie od sledzenia jej wszelkich przejawow zycia wirtualnego. Wczesniej znalam ja osobiscie, codziennie sprawdzam jej profil na nk, i innych portalach, poniewaz Do uszu królowej doszło, że syn sypia z mężatką, żoną oficera z zaprzyjaźnionej Windsorom rodziny. Poleciła, aby Camilla Parker Bowles nie była zapraszana na żadne uroczystości, w Temat: mąż nie sypia ze mną od 3 lat. Od ponad 3 lat mąż nie chce ze mną sypiać. Na początku seks był bez rewelacji. Ja byłam bardzo chętna do różnych nowości i do dużej częstotliwości, ale on - nie. Akceptował seks w 2 pozycjach, tylko w łóżku, tylko w ciemnościach i stanowczo za rzadko (jak dla mnie). Po pewnym czasie Po rozwodzie z mężem tyranem mieszkała z córką w wynajętym mieszkaniu, więc nalegałem, żeby przeprowadziły się do mojego domu. Ale nie wiadomo, z jakiego powodu Zosia wtedy zaczęła mnie unikać, a na naszych spotkaniach wyglądała na zdenerwowaną. Kiedy pytałem, co się dzieje, odpowiadała, że po prostu ma taki nastrój. Schatzkiste Partnervermittlung Für Menschen Mit Behinderung. 32-latka wybudziła się ze śpiączki i nie mogła uwierzyć w wiadomości, które przekazał jej ojciec. Okazało się, że jej mąż wdał się w romans z jej matką. Mało tego, mężczyzna chce wciąż spotykać się z ich dzieckiem. Zobacz film: "Matka demaskuje okrutną nianię, nagrywając ją na kamerę" spis treści 1. Związał się z teściową 2. Trudne relacje matki z córką 1. Związał się z teściową Kamylla i jej mąż zakochali się i pobrali w 2013 r. Ich sześcioletni syn pojawił się na świecie rok później po skomplikowanej ciąży. Jej bajkowe życie rozpadło się jednak w 2017 r., kiedy doznała udaru po operacji bariatrycznej. Kamylla zapadła w śpiączkę na 78 dni i cały czas była pod opieką lekarzy na oddziale intensywnej terapii. Jej matka, zamiast troszczyć się o stan zdrowia córki, sypiała w tym czasie z jej mężem, a potem wyszła za niego za mąż. "W tym okresie moja mama - przysięgam, że już nie mogę nazywać jej matką - chodziła do mojego domu, aby pomóc mężowi opiekować się synem, który miał wtedy 4 lata. Dopiero później dowiedziałam się, że w ciągu czterech miesięcy, które spędziłam w szpitalu, mój były mąż odwiedził mnie tylko dwa razy, a moja matka wcale" - mówiła w Marie Clarie. Kiedy się obudziła, ojciec Kamylli odebrał ją ze szpitala i przekazał druzgocącą wiadomość po tym, jak dowiedział się, że jego żona ma romans z zięciem. Kamylla została zdradzona przez męża i matkę (Facebook) Kiedy kobieta poznała prawdę, powiedziała, że doświadczyła "najgorszego bólu" w swoim życiu, czuła się, jakby ktoś dźgnął ją nożem w klatkę piersiową. 2. Trudne relacje matki z córką Kamylla ujawniła, że zawsze miała trudne relacje z mamą. Kobieta twierdzi, że matka zaczęła z nią "rywalizować", gdy ta była nastolatką. Brazylijka oczekiwała od matki wyjaśnień. Zamiast przeprosin usłyszała, że jest bardzo szczęśliwa w swoim nowym związku. "Nawet nie ukrywała, że zaczęła spotykać się z moim ówczesnym mężem, kiedy byłam w szpitalu" - opisuje Brazylijka. Kamylla mówi, że jej syn kilka razy w tygodniu, na mocy postanowienia sądu, widuje się z ojcem. Kobieta jest zła, że chłopiec jest narażony na toksyczną i szkodliwą sytuację, ale nie jest w stanie tego zmienić. Kobieta powiedziała też, że udało jej się przepracować ból. Poznała kogoś innego, z kim spotyka się od 10 miesięcy. Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez Rekomendowane przez naszych ekspertów polecamy zenekmartyniuk 5 listopada 2019, 08:59 Jedna z forumowiczek ,napisała ze była ponad 2 lata kochanką ,i tak się zaczełam zastanawiac jak te drugie to odbierają ,nie czułyscie obrzydzenia ,ze bzykasz się z nim ,a zaraz bedzie robił to z żoną ,badz wczoraj żonka a dziś Ty .Zawsze mnie to zastanawia ,ze kobietom nie preszkadza dzielenie sie facetem ,tyle miałayscie nigdy wyrzutów sumienia? Dołączył: 2010-03-11 Miasto: Gdańsk Liczba postów: 14196 5 listopada 2019, 20:43 Berchen napisał(a):sacria napisał(a):ZuzaG. napisał(a):aleksytymia napisał(a):Teoretyzuję zaczepnie: jeśli tego oczekujesz od związku, to może być fajny układ: Ty masz dobry seks, prezenty i randki, żona bombelki, brudne skarpetki i pełną bym tego nie ujęła. Zależy co kto lubi Tak, nie każdej kobiecie zależy na związku a taki facet może być dla kobiety "bezpieczny" od czasu do czasu dostarczając jej przyjemności. A z tym bzykaniem żony to często wyolbrzymione- oprócz tych którzy wiecznie muszą szukać wrażeń wielu facetów ma kochanki bo fizycznej bliskości w domu nie doświadcza, tak więc kochanka ma świadomość że jest głównym seksualnym obiektem;)A takie wyobrazenie jest bzdura i wyidealizowanya wersja rzeczywistosci - czesto taki pan jest przykladnym mezem i ojcem, calujacym zone na powitanie i pozegnanie, sypiajacym regularnie z zona i ta nie podejrzewa ze cos jest nie tak. A pan prowadzi spokojnie podwojne zycie. Cie biedni panowie , co w domu niedoswiadczaja czulosci - niechby najpierw wyreczyli zone w czesci obowiazkow, zeby nie padala na nos - moze nie musiel by czuc sie tacy niedopieszczeni, a i ci nie zyja z zona jak brat z siostra. to o czym napisała sacria to jest właśnie ta ściema wciskana kochankom ;-) i one to łykają jak młode pelikany.. Bedac w normalnym zwiazku moze ciezko Ci w to uwierzyc (ja tez nie moge uwierzyc, ze to tak mozee wygladac), ale mam w otoczeniu kolezanki, ktore nie ukrywaja, że ze swoim facetem juz prawie nie sypiaja i powiem szczerze, ze dla mnie kwestia nie "czy" a "kiedy" ten facet bedzie mial dosc i jednak czegos poszuka...;) Mojemu mezowi tez zdarza sie uslyszec jakis glupi komentarz od ktoregos z kumpli, jak to seks ma raz w miesiacu (wiem od niego, bo czasem dyskutujemy o takich chorych zwiazkach)- wiec sa tacy ludzie. Faceci tez nie maja chyba celu, zeby opowiadac jakies klamstwa kumplowi:D .Asha. 5 listopada 2019, 20:49 sacria napisał(a):Despacitoo napisał(a):Berchen napisał(a):sacria napisał(a):ZuzaG. napisał(a):aleksytymia napisał(a):Teoretyzuję zaczepnie: jeśli tego oczekujesz od związku, to może być fajny układ: Ty masz dobry seks, prezenty i randki, żona bombelki, brudne skarpetki i pełną bym tego nie ujęła. Zależy co kto lubi Tak, nie każdej kobiecie zależy na związku a taki facet może być dla kobiety "bezpieczny" od czasu do czasu dostarczając jej przyjemności. A z tym bzykaniem żony to często wyolbrzymione- oprócz tych którzy wiecznie muszą szukać wrażeń wielu facetów ma kochanki bo fizycznej bliskości w domu nie doświadcza, tak więc kochanka ma świadomość że jest głównym seksualnym obiektem;)A takie wyobrazenie jest bzdura i wyidealizowanya wersja rzeczywistosci - czesto taki pan jest przykladnym mezem i ojcem, calujacym zone na powitanie i pozegnanie, sypiajacym regularnie z zona i ta nie podejrzewa ze cos jest nie tak. A pan prowadzi spokojnie podwojne zycie. Cie biedni panowie , co w domu niedoswiadczaja czulosci - niechby najpierw wyreczyli zone w czesci obowiazkow, zeby nie padala na nos - moze nie musiel by czuc sie tacy niedopieszczeni, a i ci nie zyja z zona jak brat z siostra. to o czym napisała sacria to jest właśnie ta ściema wciskana kochankom ;-) i one to łykają jak młode pelikany.. Bedac w normalnym zwiazku moze ciezko Ci w to uwierzyc (ja tez nie moge uwierzyc, ze to tak mozee wygladac), ale mam w otoczeniu kolezanki, ktore nie ukrywaja, że ze swoim facetem juz prawie nie sypiaja i powiem szczerze, ze dla mnie kwestia nie "czy" a "kiedy" ten facet bedzie mial dosc i jednak czegos poszuka...;) Mojemu mezowi tez zdarza sie uslyszec jakis glupi komentarz od ktoregos z kumpli, jak to seks ma raz w miesiacu (wiem od niego, bo czasem dyskutujemy o takich chorych zwiazkach)- wiec sa tacy ludzie. Faceci tez nie maja chyba celu, zeby opowiadac jakies klamstwa kumplowi:D No i wlasnie zamiast gadac o tym kumplom a pozniej szukac kochanki powinni porozmawiac o tym z zona. A jesli nie wyjdzie to sie rozstac bo zwiazek to uszczesliwianie sie nawzajem a nie szukanie satysfakcji poza domem Edytowany przez 5 listopada 2019, 20:51 Koszalik 5 listopada 2019, 21:43 ZuzaG. napisał(a):To ja się zdradzę (nomen omen)...Wiele lat temu zadurzyłam się poważnie w koledze z pracy. Spędzaliśmy mnóstwo czasu przy wspólnych projektach. Najpierw po prostu go polubiłam, tak jako człowieka. A potem zaczęłam zauważać, że ma piękne dłonie. Śniłam o nich... W tym czasie miałam już męża, ale kiepsko nam szło generalnie. Już wtedy myślałam o rozwodzie, no ale dziecko było małe... Kolega miał żonę. Zazdrościłam jej, że to ją kocha i przytula przed snem. Chciałam... Właściwie nie wiem czego. Czy mieć tego mężczyznę dla siebie, czy też kogoś takiego jak on. Dzisiaj już nie jestem pewna. Siedziałam koło niego w pociągu i myślałam jakby to było być przez niego całowaną. I takie tam. Czy brzydziła mnie jego bliskość z żoną? Absolutnie nie. Ani razu o tym nie pomyślałam. To wtedy naprawdę nie miało żadnego znaczenia. Nie dałam nic po sobie poznać. Tak go sobie uwielbiałam w głębi duszy. Do czasu. W końcu musiałam coś zrobić. Nie mogłam tego dłużej w sobie dusić. Niektóre z was tak tu zalecały - nie rozwijać uczucia! Ale nad tym nie da się zapanować. Uczucie się rozwija, bo tak. Nic nie zrobisz. Znalazłam nową pracę. Ale przed odejściem powiedziałam mu dlaczego kończę naszą znajomość. I szok! On powiedział, że od dawna czuję do mnie coś bardzo podobnego...Nic nigdy między nami się nie wydarzyło. Nigdy nic. Ani jeden całus. Ja zmieniałam tę pracę i urwałam kontakt. Rozwiodłam się w końcu bo zrozumiałam, że skoro na świecie jest jeden taki mężczyzna, to może być ich więcej? Chciałam to sprawdzić. Wiem od znajomej, że on wyjechał z rodziną na Pomorze. Czy nadal jest w tym małżeństwie? Nie wiem. Wtedy nie wyobrażałam sobie, że mogę stać się powodem ich rozstania. Nie chciałam być. Wniosek mój z tamtej sprawy jest taki, że czasem uczucie po prostu przychodzi. I niczyja to wina. Dziś, gdyby mój TŻ zechciał wdać się w romans, to na pewno nie miałabym pretensji do tej kobiety. Nie do końca sama rozumiem dlaczego, ale tak właśnie myślę. Może dlatego, że pamiętam jak blisko byłam decyzji by zdradzić i zostać kochanką. rzeczy się zdarzają. Zauroczenie, zachwyt, pragnienie drugiej osoby. Nad pragnieniami można i trzeba panować. Pożądanie nie usprawiedliwia zdrady podobnie jak okazja nie usprawiedliwia złodzieja a łatwowierność kochanka to brak zasad moralnych u obojga. Dołączył: 2010-08-20 Miasto: Aberden Liczba postów: 1468 5 listopada 2019, 22:41 No zycie nie jest czarno biale, mowi sie ze to faceci sa zli zdradzaja itd... Ja obserwuje wsrod znajomych ze kobiety nie maja wogole szacunku do swoich facetow. Latwo jest mowic ze trzeba rozmawiac czy sie rozstac, ale pary na ogol maja zobowiazania wspolne kredyty, dom. Czesto dzieci tez sa karta przetargowa bo jakby nie bylo zostaja z matka i taki facet jest skazany na jej laske a jak ona dobrze sie postara to on dzieci juz nie zobaczy. Dołączył: 2009-12-28 Miasto: Charlotte Liczba postów: 436 6 listopada 2019, 04:52 Podobno kobiety zdradzają tak samo często jak i faceci!) To może te, co nie chca z mezami sypiac, to juz maja kogos na boku? ;)Moim zdaniem monogamia nie jest naturalna i większości z nas przytrafi się w życiu przynajmniej jakieś zebym zdradzila, to musiałabym sie zakochac, i mój mąż na 100% tez. Nie wiem jak bym reagowała na zdrade w zwiazku z naszym 15-letnim stazem, pewnie mniej radylaknie niz na poczatku :) Walczyłabym o meza, mam nadzieje ze on i mnie tez :) Ewentualnie zgodzilabym sie na zwiazek poliamoryjny. zenekmartyniuk 6 listopada 2019, 07:50 Olenochka napisał(a):Podobno kobiety zdradzają tak samo często jak i faceci!) To może te, co nie chca z mezami sypiac, to juz maja kogos na boku? ;)Moim zdaniem monogamia nie jest naturalna i większości z nas przytrafi się w życiu przynajmniej jakieś zebym zdradzila, to musiałabym sie zakochac, i mój mąż na 100% tez. Nie wiem jak bym reagowała na zdrade w zwiazku z naszym 15-letnim stazem, pewnie mniej radylaknie niz na poczatku :) Walczyłabym o meza, mam nadzieje ze on i mnie tez :) Ewentualnie zgodzilabym sie na zwiazek poliamoryjny. wiekszosc facetów któryhc poznałam zdradzało ,u kobiet tego nie widziałąm Dołączył: 2017-08-17 Miasto: Białystok Liczba postów: 8129 6 listopada 2019, 08:46 sacria napisał(a):Despacitoo napisał(a):Berchen napisał(a):sacria napisał(a):ZuzaG. napisał(a):aleksytymia napisał(a):Teoretyzuję zaczepnie: jeśli tego oczekujesz od związku, to może być fajny układ: Ty masz dobry seks, prezenty i randki, żona bombelki, brudne skarpetki i pełną bym tego nie ujęła. Zależy co kto lubi Tak, nie każdej kobiecie zależy na związku a taki facet może być dla kobiety "bezpieczny" od czasu do czasu dostarczając jej przyjemności. A z tym bzykaniem żony to często wyolbrzymione- oprócz tych którzy wiecznie muszą szukać wrażeń wielu facetów ma kochanki bo fizycznej bliskości w domu nie doświadcza, tak więc kochanka ma świadomość że jest głównym seksualnym obiektem;)A takie wyobrazenie jest bzdura i wyidealizowanya wersja rzeczywistosci - czesto taki pan jest przykladnym mezem i ojcem, calujacym zone na powitanie i pozegnanie, sypiajacym regularnie z zona i ta nie podejrzewa ze cos jest nie tak. A pan prowadzi spokojnie podwojne zycie. Cie biedni panowie , co w domu niedoswiadczaja czulosci - niechby najpierw wyreczyli zone w czesci obowiazkow, zeby nie padala na nos - moze nie musiel by czuc sie tacy niedopieszczeni, a i ci nie zyja z zona jak brat z siostra. to o czym napisała sacria to jest właśnie ta ściema wciskana kochankom ;-) i one to łykają jak młode pelikany.. Bedac w normalnym zwiazku moze ciezko Ci w to uwierzyc (ja tez nie moge uwierzyc, ze to tak mozee wygladac), ale mam w otoczeniu kolezanki, ktore nie ukrywaja, że ze swoim facetem juz prawie nie sypiaja i powiem szczerze, ze dla mnie kwestia nie "czy" a "kiedy" ten facet bedzie mial dosc i jednak czegos poszuka...;) Mojemu mezowi tez zdarza sie uslyszec jakis glupi komentarz od ktoregos z kumpli, jak to seks ma raz w miesiacu (wiem od niego, bo czasem dyskutujemy o takich chorych zwiazkach)- wiec sa tacy ludzie. Faceci tez nie maja chyba celu, zeby opowiadac jakies klamstwa kumplowi:DMój też opowiada mi o rozterkach swoich kumpli;) i jest też część facetów, którzy od początku związku mają mało zbliżeń i im to "pasuje".. widocznie nie każdy ma wysokie libido i facetów też to dotyczy ;-) Dołączył: 2009-03-16 Miasto: Rybnik Liczba postów: 1647 6 listopada 2019, 10:48 Moim zdaniem monogamia nie jest naturalna i większości z nas przytrafi się w życiu przynajmniej jakieś zebym zdradzila, to musiałabym sie zakochac, i mój mąż na 100% tez. Nie wiem jak bym reagowała na zdrade w zwiazku z naszym 15-letnim stazem, pewnie mniej radylaknie niz na poczatku :) Walczyłabym o meza, mam nadzieje ze on i mnie tez :) Ewentualnie zgodzilabym sie na zwiazek poliamoryjny. Po 16 stronach to jest wypowiedz, z ktora sie najbardziej zgadzam. Dla mnie najwazniejsze w zwiazku jest to, ze mam z mezem/chlopakiem taka sama 'wizje na przyszlosc' i i wartosci. Jezeli maz mnie zdradzi/l ale doskonale to ukryl i nie mialo by to wplywu na nasze wspolne zycie to szczerze mowiac mi to nie przeszkadza. Ludzie maja rozne potrzeby, pragnienia, nie wszystkie mozna spelnic z jedna osoba (moim zdaniem). Jezeli kobieta uwaza, ze zdrada to najgorsze swinstwo na swiecie a jej maz tak nie uwaza i sypia z inna to znaczy, ze po prostu do siebie nie pasuja (bo maja zupelnie inne wartosci, zapatrzenie na swiat). Wiec gdybym ja byla zona dla ktorej zdrada to koniec swiata i dowiedzialabym sie ze moj maz tak nie uwaza to moze nawet bym podziekowala tej kochance, ze mnie uswiadomila, ze moj maz nie jest dla mnie z nas wierzy w cos innego, patrzy na zycie inaczej i wrzucenie wszystkich do jednego worka moim zdaniem jest bardzo dziecinne. Maz uwaza, ze zdrada jest ok, kochanka uwaza, ze zdrada jest ok, zona uwaza ze zdrada nie jest ok. Nikt nie ma racji i nikt nie jest w bledzie, po prostu maz z zona do siebie nie pasuja. Nie wszyscy sa stworzeni do monogami. Dołączył: 2009-03-16 Miasto: Rybnik Liczba postów: 1647 6 listopada 2019, 11:17 i w zasadzie tak sie teraz zastanawiam, jezeli ja nie mam problemu z tym, ze moj maz mialby sie z kims przespac i nie uwazam ze ta dziewczyna bylaby najgorsza blablabla to czy w waszych oczach ta kochanka nadal robi najwieksze skur...two na swiecie? nawet jezeli zdradzona zona tak nie mysli? Dołączył: 2017-09-05 Miasto: Liczba postów: 9890 6 listopada 2019, 11:23 topsecretgirl napisał(a):Moim zdaniem monogamia nie jest naturalna i większości z nas przytrafi się w życiu przynajmniej jakieś zebym zdradzila, to musiałabym sie zakochac, i mój mąż na 100% tez. Nie wiem jak bym reagowała na zdrade w zwiazku z naszym 15-letnim stazem, pewnie mniej radylaknie niz na poczatku :) Walczyłabym o meza, mam nadzieje ze on i mnie tez :) Ewentualnie zgodzilabym sie na zwiazek poliamoryjny. Po 16 stronach to jest wypowiedz, z ktora sie najbardziej zgadzam. Dla mnie najwazniejsze w zwiazku jest to, ze mam z mezem/chlopakiem taka sama 'wizje na przyszlosc' i i wartosci. Jezeli maz mnie zdradzi/l ale doskonale to ukryl i nie mialo by to wplywu na nasze wspolne zycie to szczerze mowiac mi to nie przeszkadza. Ludzie maja rozne potrzeby, pragnienia, nie wszystkie mozna spelnic z jedna osoba (moim zdaniem). Jezeli kobieta uwaza, ze zdrada to najgorsze swinstwo na swiecie a jej maz tak nie uwaza i sypia z inna to znaczy, ze po prostu do siebie nie pasuja (bo maja zupelnie inne wartosci, zapatrzenie na swiat). Wiec gdybym ja byla zona dla ktorej zdrada to koniec swiata i dowiedzialabym sie ze moj maz tak nie uwaza to moze nawet bym podziekowala tej kochance, ze mnie uswiadomila, ze moj maz nie jest dla mnie z nas wierzy w cos innego, patrzy na zycie inaczej i wrzucenie wszystkich do jednego worka moim zdaniem jest bardzo dziecinne. Maz uwaza, ze zdrada jest ok, kochanka uwaza, ze zdrada jest ok, zona uwaza ze zdrada nie jest ok. Nikt nie ma racji i nikt nie jest w bledzie, po prostu maz z zona do siebie nie pasuja. Nie wszyscy sa stworzeni do monogami. Zawierając związek małżeński deklaruje się wierność, więc zdrada to jest świństwo i oszustwo. Jak ktoś nie zamierza dochowywać wierności ślubu brać nie musi, a i partnera może uprzedzić o tym, że niekoniecznie chce trwać w związku monogamicznym całe życie. To jest uczciwe przekazanie drugiej stronie swojego punktu widzenia, danie drugiej osobie wyboru, co do dalszych losów znajomości, a nie branie ślubu udawanie, że dwie osoby pasują do siebie, mają zasady, a potem zdrada i usprawiedliwianie tego takimi bzdurami o nieprzystosowaniu do monogamii. Po to człowiek spotyka się, aby poznać drugą osobę i ustalić czy oboje w tym samym kierunku patrzą. Skoro biorą ślub, składają przysięgę to deklarują, że mają te same wartości i tak wtedy zdradza nie jest ok, tak jak i poligamia. Żałosne są te wybielania i gadki o niedopasowaniu pod względem takich wartości jak wierność, kiedy ktoś świadomie bierze ślub i składa określoną przysięgę. Edytowany przez Marisca 6 listopada 2019, 11:25 polski arabski niemiecki angielski hiszpański francuski hebrajski włoski japoński holenderski polski portugalski rumuński rosyjski szwedzki turecki ukraiński chiński angielski Synonimy arabski niemiecki angielski hiszpański francuski hebrajski włoski japoński holenderski polski portugalski rumuński rosyjski szwedzki turecki ukraiński chiński ukraiński Wyniki mogą zawierać przykłady wyrażeń wulgarnych. Wyniki mogą zawierać przykłady wyrażeń potocznych. Sugestie Na pozostalej jeszcze mocy kosciola, oglaszam was mezem i zona. By the power still vested in me, I now pronounce you husband and wife. Moge teraz z najwyzsza przyjemnoscia oglosic was mezem i zona. It therefore gives me great pleasure to say you are now husband and wife together. Oglaszam Was mezem i zona. Tak. Teraz jestesmy mezem i zona, nie wystarczy, jak na jedna noc? And now that we're man and wife, can that not be enough, just for this one night? Oglaszam was mezem i zona. Rowniez miedzy mezem i zona? Od tej chwili jestescie mezem i zona. Przez kolejne trzy dni bedziemy mezem i zona. Nie znaleziono wyników dla tego znaczenia. Wyniki: 9. Pasujących: 9. Czas odpowiedzi: 37 ms. Ludzi online: 704, w tym 19 zalogowanych użytkowników i 685 gości. Wszelkie demotywatory w serwisie są generowane przez użytkowników serwisu i jego właściciel nie bierze za nie odpowiedzialności. fot. Adobe Stock, lightwavemedia Jesteś dla nas jak rodzona córka – usłyszałam od teściów po śmierci mojego męża. – Zaopiekujemy się tobą… – A wy dla mnie jak drudzy rodzice – zapewniłam ich szczerze, tuląc się do teściowej. Naprawdę miałam szczęście, że trafiłam na takich ludzi. Może czasami za bardzo wtrącali się w życie moje i Piotra, ale robili to zawsze ze szczerego serca i troski o nas. Wiedziałam, że bardzo zależy im na tym, aby wszystko się między nami układało. A nie jest o to łatwo, kiedy mieszka się w jednym domu. Wprawdzie w mieszkaniach z osobnymi wejściami, lecz zawsze tuż obok siebie, przez ścianę. Kiedy 12 lat temu wychodziłam za mąż, trochę się bałam tej bliskości. Poznaliśmy się z Piotrem w moim rodzinnym mieście, w którym mój mąż najpierw studiował, a potem znalazł niezłą pracę. Jego rodzice długo byli więc dla mnie niemal obcymi ludźmi. Niestety, choć Piotr zarabiał nieźle, nie mogliśmy po ślubie pozwolić sobie na wzięcie kredytu na mieszkanie. No, może na kawalerkę by wystarczyło, ale przecież kiedy się pobieraliśmy, już byłam w ciąży ze Stasiem. Początkowo nie brałam pod uwagę pomysłu, aby wyprowadzić się ze swojego rodzinnego miasta do rodziny Piotra. Wiedziałam naturalnie, że teściowie mają dom z ogrodem, a w tym domu osobne mieszkanie, które komuś wynajmowali. Ich starsza córka bowiem „poszła za mężem” do Wrocławia. W pewnym momencie okazało się, że „Stasiów będzie dwóch”, czyli że moja ciąża jest bliźniacza. Wtedy Piotr zaczął namawiać mnie na drastyczną zmianę planów. – Po co mamy wynajmować jakąś klitkę i dorabiać się powoli, kiedy możemy rozwiązać sprawy mieszkaniowe za jednym zamachem – stwierdził. – Pomyśl tylko, w tej sytuacji będziesz zajęta wychowywaniem dzieci, zarobiona, z mojej pensji starczy nam jedynie na życie. Kiedy więc będzie nas stać na kupno mieszkania, jak sądzisz? Kiedy bliźniaki pójdą do liceum? Na studia? To szmat czasu… Przerażała mnie ta wizja błąkania się przez lata po obcych pokojach, więc kiedy nasza ówczesna gospodyni wymówiła nam mieszkanie (byłam wtedy w czwartym miesiącu ciąży), poddałam się. „Może to nie jest takie głupie rozwiązanie? Piotr ma tam wielu znajomych, szybko znajdzie pracę – pomyślałam. – A i ja będę miała pomoc przy chłopcach. Wiadomo przecież, jak to jest z bliźniakami, wszystkiego żądają jednocześnie. A teść jest już na emeryturze, teściowa zaraz przejdzie… Pomogą przy wnukach, bez dwóch zdań!”. Poukładałam sobie to wszystko rozsądnie w głowie i zgodziłam się na przeprowadzkę, czy raczej powrót Piotra z rodziną do domu. Od początku tylko postawiłam mu jeden warunek: nasze mieszkanie jest faktycznie nasze i sami je urządzimy według naszego gustu. Bo już miałam dosyć cudzych wnętrz, których właściciele bronili zdartego linoleum czy archaicznej boazerii niczym najdroższych ich sercu pamiątek po przodkach. I kiedy czasami odnowiłam coś, nie mogąc znieść obdrapanych ścian, grozili mi nieoddaniem kaucji, a nawet sądami, zupełnie jakbym coś zepsuła, a nie naprawiła. Nie rozumiałam tego. Na szczęście teściowie generalnie nie mieli nic przeciwko temu, abym do swojego mieszkania wprowadziła swoje porządki. I nawet jeśli im się coś nie podobało – na przykład to, że stary bujany fotel pomalowałam na seledynowo – to się nie sprzeciwiali, a potem nawet polubili mój styl. I w sumie dobrze nam się żyło koło siebie przez siedem ostatnich lat. Aż pewnego dnia mój mąż zachorował… To była diagnoza, której nikt się nie spodziewał. Rak. Przecież mąż poszedł tylko na wyrwanie zęba, ósemki, która zaczęła się już na serio psuć. Dentysta postanowił jednak ją usunąć, żeby nie sprawiała kłopotów i nie zarażała próchnicą innych zębów. Niestety, wdało się zakażenie, a potem… Gdy nie zadziałały antybiotyki, lekarze zaczęli szukać przyczyny, a ich diagnoza była jednoznaczna: nowotwór. Uplasował się w kości szczęki, zaatakował już węzeł chłonny. Nie było dobrze, rokowania wyglądały słabo. Piotr męczył się przez dwa lata, niknął w oczach. Z pięknego, postawnego mężczyzny został w końcu sam szkielet i skóra. Kiedy odszedł, nie wiedziałam, czy rozpaczać, czy dziękować niebiosom, że wreszcie nie cierpi. I zdałam sobie wtedy sprawę z tego, jak bardzo nasze dzieci były ostatnimi czasy zaniedbane. Przecież wszyscy w domu bardziej zajmowali się ich ojcem niż nimi. Nasi synowie musieli wydorośleć w przyspieszonym tempie. Po pogrzebie zadawałam sobie pytanie, czy ich powrót do dzieciństwa jest jeszcze możliwy. Mieli przecież tylko po 7 lat… Jednak nie tylko stan psychiczny dzieci spędzał mi sen z powiek, lecz również to, czy będziemy mieli gdzie mieszkać. Dom przecież w żadnej mierze nie należał do mnie i teściowie w każdej chwili mogli zażądać, abym go opuściła. W końcu byłam tylko ich synową. – Jesteś dla nas jak córka – powiedzieli mi wtedy, wyczuwając moją niepewność, a ja popłakałam się ze wzruszenia. No cóż. Zapewnienia zapewnieniami, lecz papier papierem. O wiele lepiej bym się czuła, gdybym dostała wszystko na piśmie. Nie mogłam jednak być tak ekspansywna, nachalna. Musiałam drobnymi kroczkami doprowadzić do tego, aby sami zrozumieli, że powinni mnie zabezpieczyć. Żeby to wyszło od nich, a nie ode mnie. Bo doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że teściowie powinni poczuć się darczyńcami, a nie ludźmi, którzy w jakikolwiek sposób zostali wykorzystani. Sprzyjało mi to, że oboje robili się coraz starsi i coraz bardziej schorowani, a ich rodzona córka była daleko i nie kwapiła się nawet do tego, aby często przyjeżdżać do nich z wizytą. Kiedy czegoś potrzebowali, potrafiła wysłać tam tylko swojego męża, aby im coś naprawił, wyremontował, pomógł. Marcin przydawał się, bo prowadził firmę remontową, a wiadomo, że w domu, szczególnie tak wiekowym jak teściów, zawsze jest coś do zrobienia. Lubiłam, kiedy przyjeżdżał szwagier Piotra, bo był wesołym i miłym facetem. Wolałam zdecydowanie jego niż jego żonę, Ewę, która chodziła wiecznie naburmuszona, jakby miała o wszystko pretensje, i to od razu do całego świata. Mimo że była rodzoną siostrą mojego męża, nigdy nie poczułam z nią żadnej więzi, chociaż starałam się ją nawiązać. Ewa jednak była niechętna i z pewnością nie uważała mnie za swoją rodzinę. Dość szybko rozumiałam, że to jej powinnam się obawiać, a nie jej rodziców, którzy naprawdę byli, jeśli o mnie chodzi, pełni dobrych intencji. Marcin po śmierci mojego Piotra zawsze, kiedy tylko przyjeżdżał pomagać teściom, wpadał i do mnie z pytaniem, czy może mi w czymś pomóc. Starałam się go za bardzo nie wykorzystywać, ale faktycznie czasami jego męska pomoc była bardzo przydatna. Nie mam przecież pojęcia o tym, jak wymienić nadtłuczoną umywalkę czy przymocować poręcz na schodkach, która się obluzowała i stała się niebezpieczna. Byłam Marcinowi naprawdę za wszystko wdzięczna i starałam się mu jakoś wynagrodzić jego starania. Nigdy nie chciał ode mnie pieniędzy, więc a to upiekłam mu ciasto, a to zrobiłam pieczeń na dziko, którą zabierał do domu. Ewa się o to wściekała i robiła mu awantury. Wiem, gdyż stałam się świadkiem jednej z nich, bo tak się na niego darła w rozmowie przez telefon, że siedząc ze dwa metry od niego, wszystko słyszałam. Nazwała mnie wtedy „wredną przybłędą”. – Bardzo cię przepraszam za moją żonę. Czasami ponoszą ją nerwy – zaczął ją tłumaczyć Marcin, a ja pomyślałam, że w sumie powinnam jej być wdzięczna, że tak się odsłoniła. Bo teraz byłam pewna, czego się mogę spodziewać. Postanowiłam więc jakoś przekonać teściów, że powinni oficjalnie przepisać część domu na mnie lub wnuki. Dobrze wiedziałam, że choć teść udaje macho, to tak naprawdę teściowa jest szyją tego związku i kręci mężem, jak tylko chce. Skupiłam się więc na urabianiu jej, a wiadomo, że najłatwiej mi było grać wnukami i tym, kto się zajmie nią i jej mężem na starość. Rozwinęłam przed nią piękną wizję przyszłości, obiecując, że zaopiekuję się nimi jak rodzonymi rodzicami, a i chłopcy przecież wkrótce dorosną i będą pomocni. Dałam jej także do zrozumienia, że mogę się wyprowadzić do swoich rodziców. Jakoś przygarną mnie i wnuki, bo choć nie mają wiele miejsca w swoim trzypokojowym mieszkaniu, to bardzo za nami tęsknią. Teściowa to wszystko sobie przeanalizowała i doszła do wniosku, że za nic nie chce, aby Staś i Tomuś wyjechali na drugi koniec Polski. Wystarczy, że wnuczka, córeczka Ewy i Marcina, już mieszkała daleko, i rzadko się widywały. – Bez chłopców serce by mi pękło – zapewniła mnie. Po czym namówiła męża, aby przepisali na mnie „moją” połowę domu, oddając mi ją w darowiźnie. W zamian za służebność, czyli za to, że zapewnię im opiekę aż do śmierci. Teść uznał to za bardzo dobry pomysł i poszliśmy wszyscy do notariusza. Muszę przyznać, że kiedy dostałam papier do ręki, poczułam się o wiele spokojniejsza. Przecież i tak zamierzałam się opiekować teściami; byłam to winna zarówno im, jak i mojemu ukochanemu zmarłemu mężowi. Ale teraz wiedziałam, że moja rodzina jest bezpieczna. Rodzina, czyli ja i bliźniaki, bo na razie nie w głowie był mi kolejny związek (choć moja mama powtarzała, że na pewno jeszcze kogoś spotkam). – Masz tylko 32 lata. – słyszałam. – Niektóre kobiety w twoim wieku rodzą dopiero pierwsze dziecko… Ja i ciąża? Kolejne małżeństwo? Nie byłam pewna, czy kiedykolwiek będę na to gotowa. Zresztą, gdzie miałabym poznać faceta? W pracy, w której są same kobiety?! Pracowałam w laboratorium analitycznym i jedynym mężczyzną był nasz starszawy stróż, pan Wacek, który sobie dorabiał do emerytury. Równie dobrze mogłabym podrywać własnego teścia. Przyznam, że wizja romansu z teściem naprawdę mnie rozśmieszyła. Do głowy mi wtedy nie przyszło, że jeśli o to chodzi, to… faktycznie wszystko zostanie w rodzinie. Marcin do mnie nadal wpadał, gdy przyjeżdżał do teściów, mimo że jego żona zawsze się o to okropnie złościła. Lubiłam jego wizyty, z czasem coraz bardziej. Miał takie „moje” poczucie humoru i tubalny śmiech, który rozbrzmiewał w mieszkaniu na długo po tym, jak szwagier już ode mnie wyszedł. Jego wizyty wydłużały się zresztą coraz bardziej. Najpierw myślałam, że po prostu woli przebywać z kimś prawie w swoim wieku, a nie z teściami, którzy z czasem robili się nieco marudni i nudni. Marcin przyjeżdżał więc do nich, lecz natychmiast wyszukiwał sobie jakąś robotę u mnie. Siedział wieczorami i coś dłubał, a ja donosiłam mu herbatę i kanapki czy piekłam jego ulubione ciasto. Kiedyś nawet przyszło mi na myśl, że chyba zachowujemy się we dwoje jak stare dobre małżeństwo, rozumiejąc się już prawe bez słów. Ale to był tylko taki przebłysk bez konsekwencji i jeśli mam być szczera, to wcale nie ja zaczęłam nasz romans… Dzisiaj jestem pewna, że tamtego lata Marcin nie zjawił się u teściów przypadkiem. Musiał przecież wiedzieć, że oboje wyjechali do sanatorium. Choć nigdy mi się do tego nie przyznał, to jednak czuję, że doskonale zdawał sobie sprawę, że ich nie będzie. Oczywiście pocałował klamkę, więc chwilę potem zapukał do mnie, odgrywając zdumienie, że przecież miał coś tam remontować przez weekend z teściem, a tymczasem on wyjechał. Ponieważ nie chciał od razu wracać, wziął ode mnie klucze do ich mieszkania. Wieczorem, gdy skończył te swoje naprawy, przyszedł je oddać i… został. Moi chłopcy byli wtedy na koloniach, więc mogliśmy z Marcinem rozmawiać długo w noc, pijąc wino. W pewnym momencie on mnie pocałował, ja oddałam pocałunek i… wylądowaliśmy w łóżku. Rano powinnam chyba mieć wyrzuty sumienia, ale nic takiego nie czułam. Za to po raz pierwszy od wielu miesięcy byłam naprawdę szczęśliwa. Poprosiłam Marcina, aby został ze mną do końca weekendu, a on przystał na to z radością. Nie obchodziło mnie wtedy wcale, co powie Ewie, jak będzie usprawiedliwiał swoją nieobecność w domu. Założyłam zresztą, że taka sytuacja przydarzyła nam się tylko raz. Stało się jednak inaczej. Nasza miłość wybuchła z ogromna siłą. Teraz myślę, że zachowywaliśmy się oboje jak szaleńcy, bo przecież to nie miało szans się nie wydać, choć zaczęliśmy spotykać się w hotelach, a nie u mnie w domu. – Kogoś poznałaś? – domyśliła się teściowa, kiedy raz i drugi poprosiłam ją, aby zaopiekowała się w weekend bliźniakami. – Przedstawisz go nam? – zapytała zaciekawiona. „A po co go przedstawiać? Doskonale go znacie!” – mogłam jej wtedy odpowiedzieć, jednak oczywiście milczałam. Gdzieś w głębi duszy bałam się konsekwencji, lękałam się, że wszystko się wyda, ale i chciałam tego, bo po kilku miesiącach romansu męczyło mnie już to ukrywanie wszystkiego. Chciałam mieć Marcina tylko dla siebie i móc wykrzyczeć całemu światu, że znowu jestem zakochana i szczęśliwa! – Nie zbudujesz swojego szczęścia na nieszczęściu mojej córki.– usłyszałam jednak od teściowej, kiedy w końcu się dowiedziała prawdy. Odkryła ją Ewa, podejrzewając męża o romans. Marcin, przyciśnięty do muru, postanowił się przyznać i odejść od żony. Kiedy pojawił się u mnie z walizkami, wybuchła taka awantura, że trzęsły się mury.– Wynocha z naszego domu. – usłyszałam od teściów. – To wujek teraz z nami zamieszka? – zdziwili się chłopcy. Oni zresztą mieli najmniej problemu z tą całą sytuacją. Lubili bardzo Marcina i cieszyli się, że będziemy razem mieszkać, bo brakowało im męskich rozmów i tego, że zawsze ich wciągał w swoje prace. Uwielbiali to. Ale szybko przestraszyli się tego, czym grozili ich dziadkowie – że wylądujemy wszyscy na bruku, bo dom należy do nich. – Podarowali go nam – tłumaczyłam im, na dowód pokazując synom dokumenty, ale… Pewnego dnia przyszło pismo z sądu, z którego dowiedziałam się, że teściowie postanowili cofnąć mi darowiznę. Napisano tam, że wykazałam się wobec nich… rażącą niewdzięcznością. – Ja? – byłam w szoku. Jeśli chodzi o mnie, to nigdy im w niczym nie uchybiłam. To oni wyrzucili mnie ze swojego mieszkania, kiedy jak zwykle przyszłam im pomóc posprzątać. Przecież to oni krzyczeli na pół ulicy, wyzywając mnie od najgorszym dziwek spod latarni i zapowiedzieli mi, że nie jestem już ich rodziną. Ani ja, ani Marcin… A teraz jeszcze chcieli pozbawić dachu nad głową także swoje wnuki? Co chłopcy im zrobili? – Staś i Tomuś mogą zamieszkać z nami. A ty i ten drań skończycie w przytułku dla bezdomnych. – usłyszałam. Bałam się, że rzeczywiście na mocy prawa teściowie będą mogli pozbawić mnie mojej części domu. Kto mógł przecież wiedzieć, jakich przedstawią świadków. Nawet niektórzy nasi sąsiedzi zaczęli na mnie patrzeć wrogo, bo teściowie chodzili po domach i opowiadali o mnie niestworzone historie. W dodatku przecież „uwodząc” Marcina, skrzywdziłam Ewę, która mieszkała tutaj przez całe dzieciństwo i wszyscy ją doskonale znali… – Chyba tego nie wytrzymam. Powinniśmy się wyprowadzić – powiedziałam Marcinowi. – Dobrze, kochanie. Jeśli to ma być warunek, że zaczniesz się znowu uśmiechać, wyprowadzimy się – obiecał mi. Czułam, że ten człowiek nieba mi chce przychylić i zakochiwałam się w nim coraz bardziej. W końcu, po kolejnej awanturze, którą zrobili nam teściowe, faktycznie postanowiliśmy coś wynająć. Tym bardziej że synowie też czuli się źle w tej całej sytuacji. Obaj mieli prawie po 10 lat i wiedzieli, że ich dziadkowie przeginają. A skoro opowiedzieli się za mną, własną matką, to dla dziadków także stali się „tymi złymi wnukami”. Może i wynajęte mieszkanie nie było piękne, lecz w moich oczach jawiło się niczym pałac. Bo było ciche i spokojne. Mieszkanie w domu teściów stało tymczasem zamknięte na cztery spusty. Rodzice Piotra bali się do niego wejść, dopóki nie dostali wyroku sądu; wiem jednak, że przebierali już nogami, aby to zrobić. Niby było mi wszystko jedno i chwilami miałam ochotę im je oddać, ale pomyślałam o Piotrze i naszych wspólnych dzieciach. Im się przecież to mieszkanie należało. – Jeśli wygram sprawę, przepiszę mieszkanie na Stasia i Tomka – powiedziałam Marcinowi, a on stwierdził, że to bardzo dobry pomysł. – A ja ci wybuduję twój własny dom – obiecał. Sprawa w sądzie ciągnęła się 3 lata, ale w końcu została rozstrzygnięta na moją korzyść. Potrafiłam udowodnić, że wcale to nie ja przestałam opiekować się teściami, tylko oni wyrzucili mnie ze swojego domu. Stwierdzili, że nie mam do niego wstępu, a oni mnie już nie potrzebują. Sąd uznał ponadto, że krzywda wyrządzona ich córce, czyli odebranie jej męża, nie ma żadnego znaczenia w momencie, kiedy to oni mnie obdarowali mieszkaniem, bo im bezpośrednio żadnej krzywdy nie zrobiłam. Tym sposobem mogłam wrócić do swojej części domu, lecz postanowiłam postąpić inaczej. Wynajęłam tamto mieszkanie, a tymczasem Marcin buduje dla nas dom, tak jak obiecał. I wiem, że będziemy w nim wszyscy szczęśliwi. Więcej listów do redakcji: „Nie kocham męża. Tęsknię za mężczyzną, z którym miałam romans przed ślubem. On jest ojcem mojego syna”„Wyparłem się córki, ale zrozumiałem swój błąd. Po 15 latach chcę odzyskać z nią kontakt, ale jej matka to utrudnia”„Miałam raka, straciłam dwie piersi i męża, który mnie kochał, dopóki byłam zdrowa”

zona nie sypia z mezem